Grażyna Jagielska i jej bardzo osobiste wyznanie w książce "Anioły jedzą trzy razy dziennie. 147 dni w psychiatryku".


Przejmująca, mądra i odważna książka, gdyż autorka opowiada w niej o swoim kilkumiesięcznym pobycie w szpitalu psychiatrycznym. Z rozbrajającą szczerością przybliża nam rzeczywistość i funkcjonowanie w instytucji zamkniętej, pokazuje to, co dla większości z nas jest nieznane i mimowolnie budzi lęk.

Leczenie chorób psychicznych czy różnego rodzaju zaburzeń to w Polsce nadal temat tabu. Mało o tym wiemy, właściwie nie chcemy wiedzieć więcej niż to konieczne, najchętniej odgrodzilibyśmy się grubym murem od tych, których z bezmyślną łatwością nazywamy "czubkami" czy "wariatami". W swojej ocenie jesteśmy "normalni", wierzmy, że nam się takie rzeczy nigdy nie przytrafią, a ten wycinek rzeczywistości po prostu nas nie dotyczy.

Grażyna Jagielska opowiada nie tylko własną historię, przybliża też losy innych pacjentów. Na oddziale oprócz kilku żołnierzy, którzy służyli w Afganistanie znajduje się również Julia, która obcięła sobie ucho, bo całe życie chciała być lepsza, Jezusek, którego skrajnie posunięty altruizm niszczy i uniemożliwia funkcjonowanie w społeczeństwie czy Karolinka, która za sprawą pewnego stresującego wydarzenia zaczyna wierzyć, że jest aniołem.

Autorka pozornie dość chaotycznie opisuje szpitalną rzeczywistość, ale tak naprawdę obrazowo przedstawia mechanizmy działające wewnątrz instytucji. Pokazuje jak zawiązuje się grupa funkcjonująca według ściśle określonych zasad, jak rodzi się między nimi swoista więź. Nawet w wariatkowie, a może właśnie w szczególności w takim miejscu, przynależność do grupy jest tak bardzo pożądana, bo gwarantuje poczucie wspólnoty i bezpieczeństwa.

Czytając te książkę zastanawiamy się jak cienka granica dzieli nas od szaleństwa, co takiego musi się wydarzyć, ze człowiek trafia do psychiatryka. Szukamy odpowiedzi, bo chcemy poczuć się bezpieczni, chcielibyśmy zapobiec temu, co wydaje się nieuniknione:
Po siedmiu hospitalizacjach Julia wiedziała przynajmniej tyle, że nie wiadomo, gdzie leży granica wytrzymałości i kiedy można ją przekroczyć. Dla każdego jest inna. Może to być śmierć albo odejście kogoś, z kim żyliśmy  dwadzieścia lat, nie wiedząc, że jego obecność jest warunkiem naszej poczytalności - Julia znała ludzi, którzy załamywali się właśnie od tego. Albo choroba dziecka - to też było. Nadejście dnia, kiedy nie można już wyjść do pracy, którą wykonywało się z radością przez dwadzieścia pięć lat. Zdarzenie o pozornie niewielkiej sile rażenia, jak śmierć kota.
Najbardziej poruszyła mnie scena, kiedy pacjenci przebywający na jednorazowej przepustce, obserwują przez szybę ludzi robiących zakupy w supermarkecie. Z rosnącym przerażeniem i lękiem przypatrują się tłumom i szaleństwu zakupowemu próbując dociec, co jest ich przyczyną. Jedna z pacjentek wypowiada słowa, które poraziły mnie mądrością i trafnością:
Może będzie jakieś święto - powiedziała Zofia. - Przed świętami kupuje się najwięcej. Ludzie boją się świąt.
Okazuje się, że "wariat" może jednym zdaniem celnie podsumować otaczającą nas rzeczywistość, w której tak bardzo skupiamy się na tej "zewnętrznej" otoczce związanej ze świętami, na prezentach, potrawach, sprzątaniu, po to, by w tym świadomie wykreowanym przez nas pośpiechu usprawiedliwić swoją niechęć do głębszej refleksji i zadumy. Zwyczajnie boimy się rozmowy i bliskości z tymi, którzy paradoksalnie powinni być nam najbliżsi. Coraz częściej niestety nie posiadamy umiejętności prawdziwego i autentycznego przebywania ze sobą.

To nie jest książka dla każdego, nie jest ani lekka, ani przyjemna, a tematyka trzeba przyznać dość specyficzna. Życie jednak nie składa się jedynie z pozytywnych wydarzeń, tym którzy mają odwagę zmierzyć się z ciemniejszą stroną rzeczywistości, w której "anioły jedzą trzy razy dziennie" -  polecam. Uważam, że powieść Grażyny Jagielskiej jest warta poświęconego czasu i uwagi.

Komentarze

Popularne posty