Magdalena Grzebałowska "Beksińscy. Portret podwójny" - absolutny "must read" tego roku!




Kiedy skończyłam czytać  tę książkę, chciałam od razu zacząć o niej pisać, żeby mi nie uciekło z głowy, to wszystko, o czym miałam zamiar powiedzieć. To jest bez wątpienia świetna lektura i mocno oddziałuje na czytelnika, spisałam więc na gorąco odręcznie kilka notatek, a potem musiałam ochłonąć, poskromić natłok płynących myśli,  mimo to długo nie mogłam zasnąć i się wyciszyć ( warto było! sic!). A teraz nie potrafię tak po prostu sięgnąć po następną książkę, muszę chwilę odczekać, "przepracować" to wszystko, może ten wpis mi w tym pomoże. 

"Beksińscy. Portret podwójny" autorstwa Magdaleny Grzebałowskiej opowiada o dwójce nieprzeciętnie utalentowanych osób: Zdzisławie i Tomaszu Beksińskim, których życie kończy się w tragiczny i nagły sposób, trudno według mnie pozostać wobec tego obojętnym. Właściwie to historia o całej rodzinie Beksińskich, o Zofii Beksińskiej, która w dużym stopniu stoi za sukcesem swego męża i syna, pojawiają się tu także babcie Beksińska i Stankiewiczowa oraz pozostali krewni, a także przyjaciele.

Jeszcze w trakcie lektury odsłuchałam ostatnią audycję Tomka, dreszcze przechodzą po plecach, kiedy mówi: "[..] i w ogóle to może być nasze ostatnie spotkanie [...]"  - już wtedy doskonale wiedział, że to prawda, zaplanował swoje samobójstwo w najmniejszych detalach, wcześniej kilkukrotnie podejmował takie próby. Tomek był profesjonalistą, znał się na muzyce jaką prezentował, jak mało kto, był genialnym dziennikarzem muzycznym, pracował w Trójce. Do tego tłumaczył filmy i teksty piosenek z języka angielskiego, pisał artykuły i recenzje płyt muzycznych w czasopiśmie "Tylko rock". W książce czytamy: Tomasz nie przyjaźni się z nikim w redakcji  uważany jest za dziwaka. Nie zależy mu na osobistym kontakcie ze słuchaczami. Potrzebuję radia do komunikacji z samym sobą, a nie z słuchaczami. Utwory i komentarze dobiera tak, żeby opowiadały o jego życiu. Radio przenosi go w świat fikcji, tylko tam czuje się naprawdę dobrze. Ale każdy jego wielbiciel i tak czuje, że to właśnie jemu się zwierza redaktor Beksiński, smutny, samotny wampir, który nie może znaleźć miłości. Sam o sobie powiedział tak: Wolałem tylko nie zbliżać się za bardzo do ludzi, nie spoufalać z nimi, trzymać się na uboczu. Chronić w ten sposób siebie, a także swoją miłość. 

Przyznam, że nie za wiele wiedziałam o malarstwie, rysunkach czy fotografiach Zdzisława, w trakcie czytania odnalazłam je w internecie i zrobiły na mnie ogromne wrażenie (poniżej zamieściłam kilka z nich), polecam tym, którzy ich nie znają przyjrzeć się jego twórczości. Mnie osobiście bardzo poruszają, jest w nich coś przerażającego, są mroczne, ale przede wszystkim fascynujące. Niektóre mnie szokują, wyobrażam sobie jakie skrajne emocje musiały wywoływać wiele lat temu, o czym zresztą Grzebałowska wspomina wielokrotnie. Jego dzieła często opisywano w nie zamierzonym przez artystę kontekście, Beksiński odcinał się od wszelkiej ideologizacji swojej twórczości, od prób przypisywania jej konkretnych wartości. To raczej oglądający przypisują im pewne treści.(...) nie lubię rozmów o moich obrazach. Mój stosunek do nich jest chyba autystyczny i uważam, że ich treści są po prostu nieprzekazywalne. (...) Dla mnie wartość moich obrazów tkwi w tym, co one sobą reprezentują z punktu widzenia malarskiego, ale oczywiście chodzi mi też o atmosferę, którą usiłuję wyrazić, którą czuję, ale której nie umiem nazwać.

Książka  Grzebałowskiej spotkała się oprócz pozytywnych reakcji, także z pewnymi zarzutami - szczególnie ze strony ludzi, którzy bardzo dobrze znają malarstwo Beksińskiego lub działalność muzyczną, filmową i dziennikarką Tomka. Ci pierwsi są zawiedzeni, że autorka zbyt mało miejsca poświeciła samej twórczości Zdzisława, ci drudzy, że Tomasz został przedstawiony jako dziwak i, że reporterka mogła poświęcić jego postaci więcej miejsca. Według mnie autorka dobrze rozłożyła akcenty, to nie jest książka stricte o malarstwie czy muzyce, ale portret nieco ekscentrycznej, wymykającej się utartym schematom rodziny, która nie była idealna, ale na pewno bardzo się kochała, nawet jeśli nie potrafiła mówić o tej miłości wprost. 

Bardzo ważną postacią, mocno wspierającą obu bohaterów była Zofia Beksińska, która spełniała wszelkie zachcianki swojego trudnego syna, i bez słowa sprzeciwu realizowała szalone i ryzykowane pomysły swego męża artysty. Była niezłomną i silną kobietą. Sama o sobie mówiła tak: Peszy mnie tylko, że uważa mnie Pani za taką dobrą żonę, bo ja mam jednak przekonanie, że tak nie jest. Uważam, że wielka indywidualność powinna nie być sama, ale mieć przy sobie choćby mniejszą, ale też jakąś indywidualność, a ja jestem tylko cieniem.[...] Moim maleńkim plusem - o ile to można tak nazwać - jest chyba tylko to, że nie jestem wymagająca. Robię, co mogę, o nic się nie upominam, pamiętają, to dobrze, nie, też dobrze [...].


Dziennikarka według mnie doskonale poradziła sobie z tematem, można powiedzieć, że nieco odbrązowiła te powszechnie znane postaci, pokazała ich w innym świetle, jako zwyczajnych ludzi z krwi i kości, którzy radzili sobie, najlepiej jak umieli, w tamtych mocno skomplikowanych pod wieloma względmi i niełatwych czasach. Opisała rodzinę, która wielokrotnie zmuszeni byli do walki ze skrajną biedą, ostracyzmem, fałszywymi pomówieniami. Zdzisław doskonale zdawał sobie sprawę, że życie z nim nie należy do kolorowych. Wolę nie mieć forsy niż robić coś, czego nienawidzę, ale po prostu męczy mnie myśl, że ja wybrałem, ale nie wybrała tego ani Zosia, ani Tomek, ani mama. Tymczasem oni wszyscy, mając minusy, nie mają tych plusów, jakie uzyskałem ja.

Z książki dowiadujemy się, że Zdzisław Beksiński to nie tylko wybitny artysta, ale przysłowiowy gadżeciarz, uzależniony od najnowszych zdobyczy techniki, musi mieć najnowszy i najlepszy komputer, sprzęt audio czy aparat fotograficzny, ale trzeba przyznać, że ich przeznaczenie i działanie zna lepiej niż niejeden "ekspert". Z ciekawością, ale wcale nie z dużym zdumieniem, odkryłam, że był miłośnikiem fast foodów i nienasyconym łasuchem, słodycze pożerał w ilościach zastraszających. Tomek z kolei był nie tylko genialnym dziennikarzem muzycznym i filmowym, ale także furiatem i terrorystą, który swoimi napadami złości potrafi postawić na baczność całą rodzinę. Nienawidził telewizji Polsat, kalk językowych w tłumaczeniach i był uzależniony od coca coli.. Zosia natomiast uwielbiała prowadzić auto, świetnie bawiła się pełniąc funkcję szofera swego męża, do śmierci nie zrezygnowała z tej przyjemności, mimo szybko postępującej choroby.

Zdzisław i Tomek mieli ze sobą wiele wspólnego, łączyła ich niebywałą inteligencja, miłość do muzyki i silna aspołeczność, która przejawiała się całkowitą nieporadnością  w relacjach międzyludzkich. Obydwaj mieli problem z asertywnością, ludzie często to wykorzystywali, byli zbyt ufni. Tomek rozgoryczony napisze takie słowa: Większość przyjaźni na tym świecie zawieranych jest właśnie po to, żeby na kimś żerować. A gdy w końcu masz dość i zamykasz kramik, "przyjaciele" przestają cię poznawać na ulicy. Nie uznawał kompromisów, dla niego wszystko było czarne lub białe.

Żałuję jednej rzeczy. Rok temu byłam w Bieszczadach i wracałam do domu przez Sanok, pamiętam bilbordy z informacją o muzeum i wystawie Zdzisława Beksińskiego, żałuję, że pojechałam wtedy dalej. Mam teraz kolejny powód, by podczas następnej wyprawy w Bieszczady, przy okazji odwiedzić Sanok, a właściwie trafniej będzie powiedzieć, w drodze do Sanoka, przy okazji odwiedzić Bieszczady...mam ku temu teraz ważny powód. 

Gorąco polecam tę książkę, przeczytajcie, żebyście potem też nie żałowali.

* wszystkie cytaty pochodzą z książki











Komentarze

Popularne posty