"Moje rzymskie wakacje" Kristin Harmel.



"Moje rzymskie wakacje" Kristin Harmel to typowe czytadło dla kobiet, ale według mnie niezbyt udane, mnie ta książka zdecydowanie nie przypadła do gustu. Skusiłam się na nią ze względu na miejsce, w którym rozgrywa się akcja, chciałam jeszcze raz przespacerować się przepięknymi uliczkami Rzymu, poczuć tę niesamowitą atmosferę, a moim kubkom smakowym przypomnieć aromat niezapomnianych włoskich specjałów. 

Pod tym względem, powiedzmy, że jestem usatysfakcjonowana. Z przyjemnością wspominałam moje niedawne, krótkie - co prawda kwietniowa, ale zawsze - rzymskie wakacje. Autorka sporo miejsca poświęciła na opis architektury wiecznego miasta oraz jedynej w swoim rodzaju kuchni włoskiej, uwzględniając potrawy charakterystyczne dla Rzymu. Z uśmiechem na twarzy przypomniałam sobie wspólne biesiadowanie z Włochami, nie ma lepszego sposobu na poznanie kultury i obyczajów danego kraju niż spotkanie przy jednym stole z tubylcami, wspólny spacer, który pozwala nam zobaczyć dane miejsce ich oczami. Jak mawia pewna bliska mi osoba, z cultural adviserem żaden kraj nie będzie Ci obcy. 

Co do samej fabuły, to jestem bardzo rozczarowana. Główna bohaterka Cat ma ponad trzydzieści lat i prowadzi spokojne i nieskomplikowane życie singla. Jej życie osobiste przypomina delikatnie mówiąc katastrofę, a pojawiający się promyk nadziei na zmianę tej sytuacji, zostaje brutalnie zduszony (tak naprawdę, to ona sama jest tego sprawcą). Cat postanawia odmienić swe życie, w tym celu wyjeżdża więc do Rzymu...

Nie cierpię przedstawiania kobiet w takim świetle, często w filmach czy serialach główna bohaterka nie pozwala wyjaśnić mężczyźnie okoliczności jakiegoś zdarzenia, ponieważ wcześniej pochopnie wyciągnęła jakieś wnioski i za żadne skarby nie chce słuchać żadnych tłumaczeń. Zachowuje się jak mała dziewczynka, która zatyka sobie uszy, nie chcąc poznać prawdy. Początek powieści jest bardzo tendencyjny, od razu domyśliłam się czego Cat nie pozwala wyjaśnić pewnemu mężczyźnie. Autorka mogłaby się bardziej wysilić, na dodatek Cat jest bardzo naiwna, jej życiem kierują inni lub przypadek. Nie jest przebojowa ani pewna siebie, taka sierotka Marysia, która na szczęście jest ładna, poczciwa, dobra i posiada pewien talent, który przyczyni się do całkowitej zmiany jej życia, oczywiście sama w to nie wierzy, inni będą musieli zawalczyć o jej sukces. 

Reasumując, nie lubię książek tendencyjnych, łatwych do przewidzenia i schematycznych. Nie lubię głównych bohaterek, które są jak mimozy, ale przede wszystkim są nieprawdziwe. Uważam, że pisząc takie książki, autorzy próbują nas zaszufladkować, kierują się utartymi stereotypami i powielają je. To jest bardzo krzywdzące, bo my kobiety jesteśmy zupełnie inne: silne, energiczne i same potrafimy zadbać o swoje sprawy, umiemy działać i słuchać, jesteśmy asertywne, popełniamy błędy, ale potrafimy wyciągać z nich wnioski. Zdaję sobie sprawę, że ta książka zyskała sobie wiele zadowolonych czytelniczek, nie zamierzam oczywiście z tym dyskutować, każdemu podoba się coś innego. Niestety osadzenie realiów powieści w Rzymie nie gwarantuje udanej fabuły, jak dla mnie, to zdecydowanie za mało, by dobrze ocenić tę książkę. 

Według mnie "Moje rzymskie wakacje" to strata czasu,  a jeśli podobnie jak ja, jesteście italofilami, polecam Wam książkę "Włosi. Życie to teatr" Macieja A. Brzozowskiego, której recenzja już wkrótce na blogu.


Komentarze

Popularne posty