'"Moja walka. Księga 6" Karl Ove Knausgård.



Co za paradoks: książka, na którą czekałam z takim entuzjazmem, okazała się jednym wielkim rozczarowaniem. Do tej pory nie mogę w to uwierzyć, bo przecież zachwycałam się tym pisarzem i wszystkie poprzednie powieści z całego cyklu, chwaliłam na blogu. Uważałam je za pewien przełom we współczesnej literaturze, nową jakość. Tymczasem ostatnia książka okazała się, mówiąc delikatnie, przykrą niespodzianką. Zaczynałam jej lekturę lekko podekscytowana, z nutką melancholii, że to już koniec cyklu. W związku z tym zastanawiałam się czy pochłonąć całość w w kilka nocy czy może dozować sobie rozsądnie kolejne seanse, by jej za szybko nie skończyć.  Karl Ove Knausgård szybko uciął moje dylematy, bo już po kilku pierwszych rozdziałach, czułam, że wieje nudą, że coś jest nie tak, ale miałam jeszcze cichą nadzieję, że powieść się rozkręci.

Oczywiście, z tą samą bezwzględną szczerością, do której zdążyliśmy się przyzwyczaić, pisarz opisuje swoją rzeczywistość, łącznie z najdrobniejszymi detalami, nawet tymi fizjologicznymi, ale  w pewnym momencie czytelnik ma wrażenie, że czas się zatrzymał w danym momencie i nic się nie dzieje. I nie chodzi o monotonię i rutynę, którą Karl Ove opisuje z taką dbałością, ale o brak akcji, jakiejś klarownej fabuły, która spaja wszystko w sensowną całość. Miałam wrażenie, jakby w jednej książce, autor upchnął kilka mniejszych form, których nie udało mu się wydać, jako odrębne utwory. Bo mamy tu nie tylko opis współczesnego życia pisarza, jego rodziny, trójki dzieci i żony Lindy, ale także esej i rozważania na temat literatury światowej i norweskiej, dywagacje na temat narodzin nazizmu oraz biografię Adolfa Hitlera. Istny kipisz, nie mogę pojąć, co pisarz chciał osiągnąć... O ile jeszcze fragmenty dotyczące literaturoznawstwa mogę zrozumieć i przymknąć na nie oko, to pozostałe kwestie, to jakieś jedno wielkie nieporozumienie. I nie chodzi o sposób w jaki autor pisze o Hitlerze, ale o to, że podjął ten temat i poświęcił mu aż tyle czasu w swojej, jak mi się wydawało, autobiograficznej powieści. Gdybym chciała przeczytać biografię Hitlera, to bym sobie ją kupiła lub wypożyczyła z biblioteki. Jeśli chodzi o osobiste życie pisarza, to opisał on tym razem, jak jego pierwsze powieści przyjęła rodzina i znajomi oraz czytelnicy. Dla wielu z nich taki sposób pisania był nie do przyjęcia, był szokiem, inni nie mieli nic przeciwko, a pozostali pokochali go od pierwszej książki.

Paradoksalnie najciekawsza jest końcówka ostatniego tomu. Karl Ove opisuje swoją żonę Lindę i jej walkę z depresją, to w jaki sposób ta choroba odcisnęła piętno na ich całej rodzinie, jaki miała przebieg i konsekwencje. Ten wątek jest bardzo mocny, a zarazem pięknie i z wyczuciem napisany, najlepszy w całej powieści i szkoda, że jedyny. 

Całą książkę oceniam jednak bardzo słabo, męczyłam się z nią dwa miesiące i jestem bardzo szczęśliwa, że mogę ją wreszcie zamknąć i o niej zapomnieć. Zamiast nostalgii czuję wielką ulgą, że Karl Ove Knausgård zakończył swój cykl. Szkoda, że w tak słabym stylu, bo przecież jego poprzednie książki są świetne i naprawdę warto je przeczytać. 

Tymczasem siadam do kolejnej lektury. Pozdrawiam ciepło.

Komentarze

Popularne posty