"Komeda. Osobiste życie jazzu" Magdalena Grzebałkowska.


Czy można napisać doskonałą biografię kogoś, kto nie pozostawił po sobie żadnych listów czy dzienników? Kogoś, kto nie był zbyt wylewny z natury i nie lubił o sobie za wiele mówić? Odpowiedź jest prosta: można! Warunek jest jeden, musi się za to zabrać fantastyczna Magdalena Grzebałkowska, która po raz kolejny udowodniła, że jest genialną reporterką i mistrzynią w swoim gatunku. Potrafi zbierać, porządkować i składać w niezapomnianą całość fragmenty wspomnień oraz historii opowiadanych przez ludzi, którzy mieli jakąkolwiek styczność z głównym bohaterem, nie zawsze są to oczywiste wybory, ale zawsze wnoszą ciekawe informacje. Książki Grzebałkwoskiej to nie tylko drobiazgowe i napisane z wyczuciem studium żywego człowieka, ale także barwna kronika czasów, w jakich przyszło mu żyć.

W przypadku biografii Krzysztofa Komedy to nie tylko historia legendarnego muzyka i kompozytora, ale także historia polskiego jazzu. Przyznam szczerze, że na początku miałam chwilę zwątpienia, bo po książce o Bekisńskich spodziewałam się bardzo osobistej opowieści, a okazało się, że ta historia bardziej przypomina starannie spisany życiorys i zlepek rozmów o Komedzie, a mimo to z wielką przyjemnością dałam się wciągnąć w tę opowieść, bo jest po prostu świetnie napisana. Mam zresztą nieodparte wrażenie, że nieważne kogo pisarka obierze sobie za bohatera, będzie to po prostu wciągająca i poruszająca lektura. Nie kupiłam tej książki dlatego, że słucham jazzu i uwielbiam Komedę, kupiłam ją dlatego, że cenię talent pisarski Magdaleny Grzebałkowskiej i wiem, że dzięki niej zechcę poznać bliżej tego genialnego muzyka i zaznajomić się z jego twórczością.

Grzebałkowska miała piekielnie trudne zadanie i poradziła sobie z nim na medal. Komeda pozostawił po sobie zaledwie kilka pocztówek i telegramów, uchodził raczej za mruka, nie udzielał zbyt wielu wywiadów, więc autorka bazowała głównie na opowieściach o nim jego najlepszych przyjaciół, kolegów z zespołów czy żony. Dotarła do wielu rozmówców, którzy mniej lub bardziej chętnie mówili o Krzysztofie Trzaskowskim, bo tak się naprawdę nazywał - Komeda to pseudonim sceniczny. Wspominają go między innymi Urszula Dudziak, Michał Urbaniak, Jan Ptaszyn Wróblewski czy Tomasz Stańko, a więc gwiazdy polskiego jazzu, dla których Komeda w tamtych czasach był geniuszem muzycznym, wybitnym kompozytorem, z którym każdy chciał choć przez chwilę współpracować.

Jaki był tak naprawdę Komeda? Trudno powiedzieć, bo poznajemy, go tylko za pośrednictwem wspomnień, które jak wiadomo, nie są ani obiektywne, a czasem wręcz niewygodne. Pamięć ludzka bywa zawodna, lubi ubarwiać i przerysowywać. Stąd jego postać pozostaje dla czytelnika nieuchwytna. Komeda niby jest na pierwszym planie, ale jednak nie we własnej osobie. Jego tajemnicza śmierć, a właściwie zdarzenia, które do niej bezpośrednio doprowadziły, przez wiele lat nie były znane. Autorce jako pierwszej udało się dotrzeć do prawdziwej wersji wydarzeń, opowiedzianej przez naocznego świadka - przynajmniej on sam utrzymuje, że tak właśnie było.

Wiadomo nam z pewnością, że Komeda kochał jazz ponad wszystko, był genialnym kompozytorem. Napisał i zagrał muzykę do wielu polskich i zagranicznych filmów, m.in. "Kołysankę" do "Dziecka Rosemary" w reżyserii Romana Polańskiego, z którym się zresztą przyjaźnił. Uwielbiał jeździć na nartach, kochał szybkie pojazdy, piękne kobiety i nie stronił od alkoholu. Był raczej zamknięty w sobie i  małomówny. Studiował medycynę, ale kiedy zorientował się, że nie uda mu się pogodzić grania w zespole z byciem lekarzem, ostatecznie wybrał jazz. Jego kariera nabierała tempa, wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie komponował muzykę do kolejnych filmów. Tam przydarzył mu się z pozoru niegroźny upadek, w wyniku którego w jego głowie powstał krwiak, powodując śpiączkę, z której się nigdy nie obudził.

Jak już wspominałam wyżej, tak naprawdę jest to nie tylko opowieść o Krzysztofie Komedzie, ale przede wszystkim o polskiej muzyce jazzowej, która kwitła w najlepsze mimo siermiężnej komuny. Aż trudno uwierzyć, że muzycy grający ten, bądź co bądź, wyrafinowany rodzaj muzyki, byli tak popularni oraz, że udało im się w tych trudnych czasach zorganizować i zapoczątkować wiele wspaniałych imprez oraz festiwali z międzynarodową obsadą muzyczną. Oczywiście nie obyło się bez wpadek i komplikacji ze strony władzy, ale mimo wszystko imprezy się odbywały, a niektóre przetrwały do dziś, jak choćby słynne: Jazz Jamboree czy Zaduszki Jazzowe.

Niewiarygodne wydaje się również, że polskim muzykom jazzowym, mimo żelaznej kurtyny udawało się wielokrotnie wyjeżdżać za granicę, by nagrywać i zarabiać pieniądze na swoich występach. Zdumiewające jest także to, że mimo trudnych początków, borykania się z biedą, brakiem pieniędzy na instrumenty, ich sytuacja z biegiem lat ulegała znacznemu polepszeniu, do tego stopnia, że polscy jazzmani jeździli jednymi z najlepszych aut na polskich drogach, które sami sprowadzali dla siebie z zagranicy. Nieobce im były alkoholowe libacje czy skandale obyczajowe, eksperymenty z różnymi używkami. Bohema jazzowa miała się w komunistycznej Polsce całkiem dobrze. Cała ta książka to fascynująca opowieść o przedziwnych czasach, w których tak naprawdę muzyka jazzowa nie miała prawa zaistnieć ani się rozwinąć, a mimo wszystko odniosła wielki sukces i przyczyniła się do narodzin gwiazd znanych dziś na całym świecie. Nie doszło by jednak nigdy do tego, gdyby nie wielka muzyczna pasja i miłość do jazzu, która nie pozwalała tym młodym ludziom zważać ani na brak instrumentów, miejsca prób, ani na system i po prostu robić swoje.

Polecam Wam tę książkę z całego serca! Po raz kolejny jestem zachwycona talentem reporterskim i pisarskim Pani Magdaleny Grzebałkowskiej, której znów udało się zagrać na moich emocjach, i poruszyć, ale także sprawić, bym włączyła internet i poszukiwała dalszych informacji na temat Krzysztofa Komedy, ale co najważniejsze, bym posłuchała jego muzyki.

P.S.' Na blogu możecie przeczytać także o genialnej biografii Beksińskich, recenzję znajdziecie tu. Jeśli jakimś cudem nie czytaliście tej książki, to koniecznie musicie nadrobić, bo to prawdziwa perełka w swoim gatunku.

P.S. Kolejną książką utalentowanej reporterki, która mnie ujęła była " 1945. Wojna i pokój", o której pisałam tutaj.

Komentarze

Popularne posty