"Tatuażysta z Auschwitz" Heather Morris.
Postanowiłam przeczytać tę książkę, po tym, jak obejrzałam krótki wywiad z jej autorką. Historia, którą spisała na jej kartach zaintrygowała mnie. Kiedyś czytałam mnóstwo, jak to się mówi, literatury obozowej. Ta książka mocno różni się od dzienników i wspomnień z jakimi miałam wcześniej do czynienia. Po pierwsze historia nie została osobiście napisana przez głównego bohatera, została spisana przez osobę trzecią i myślę, że ten fakt, miał znaczący wpływ, na to, jak wszystkie zdarzenia, zostały przedstawione. Nie znajdziecie tu realizmu, jaki zazwyczaj pojawia się w dziennikach pisanych bezpośrednio przez byłych więźniów, to taka fabularna wersja zdarzeń, wydaje się, że celowo momentami przekoloryzowana. Zresztą każdy nosi w sobie swoją wersję historii, czasem jest ona zupełnie odmienna, od tej, jaką prezentują jej pozostali uczestnicy. Na dodatek została spisana po ponad siedemdziesięciu latach, a pamięć ludzka, jak wiemy, bywa ulotna i wybiórcza.
Słowacki Żyd o imieniu Lale w 1942 roku trafił do Auschwitz, gdzie przez przypadek dostał pracę na stanowisku obozowego tatuażysty. Okrucieństwo i śmierć, z którymi stykał się na każdym kroku Lale opisał w sposób bardzo poruszający, niektóre opisane sceny, długo nie pozwalają o sobie zapomnieć. Aż trudno uwierzyć, że w takim miejscu może narodzić się miłość od pierwszego wejrzenia, a jednak jemu się ona przytrafiła, zakochał się w Gicie, słowackiej Żydówce, której osobiście tatuował obozowy numer.
Nie da się ukryć, że kiedy czyta się tę historię, czytelnik ma wrażenie, że potoczyłaby się ona zapewne inaczej, gdyby nie uprzywilejowana pozycja. Ta historia jest momentami tak niewiarygodna, wręcz filmowa, ale wciąż bardzo poruszająca. Niewątpliwie Lale przeżył Auschwitz dzięki swojemu sprytowi i inteligencji, a także woli przetrwania. Zresztą nie każdy "sprawdziłby się" jako obozowy tatuażysta. Zapewne miłość i po prostu jego nastawienie, że musi wyjść z tego żywy, ocaliły go. Choć nie tylko, bo w kluczowym momencie pomogła mu pewna kobieta, która po wojnie została surowo ukarana za to, że była kochanką jednego z ważniejszych esesmanów w obozie, aczkolwiek z relacji Lalego wynika, że była to raczej sytuacja bez wyjścia i tak naprawdę można ją opisać, jako trwający miesiącami gwałt.
Ta kwestia mnie chyba najbardziej poruszyła, bo przecież tak naprawdę Lale w pełni korzystał za swoich przywilejów, nie chodził głodny, miał nawet swój osobny pokój, czy to było w porządku? Do dziś mnie to zastanawia... Kobieta, która podobnie jak on, pod przymusem została kochanką gestapowca, każdego dnia chciała ze sobą skończyć, mieszkała i pracowała jak każda inna więźniarka na swoim bloku, została osądzona i skazana na więzienie. Ci, którzy wydali taki wyrok, uznali zapewne, że jednak miała jakieś inne wyjście, nasz bohater tak naprawdę również. Czy gdyby Lale nie wyjechał do Australii, a swojej historii nie opowiedział dopiero po siedemdziesięciu latach, być może też byłby pociągnięty do jakiejś odpowiedzialności, uznany współwinnym. W tej sytuacji nie dziwi fakt, że tak długo czekał z opowiedzeniem swojej historii. Nie chcę go oceniać, bo to nie moje zadanie, ale po dłuższym zastanowieniu, człowiek nabiera ambiwalentnego stosunku do jego postaci. Zresztą jego losy i czyny po wyzwoleniu obozu, też są jakieś takie dwuznaczne moralnie.
Książkę czyta się bardzo szybko i jak widać, budzi skrajne emocje, ale mimo wszystko polecam Wam, bo historia ciekawa i godna poznania, warto sobie samemu wyrobić zdanie na jej temat.
Czytałam już i polecam. Mnie poza tym co piszesz poruszyły dwie sprawy. To miłość była siłą napędową dla głównego bohatera i dzięki niej przeżył. Choć obóz koncentracyjny raczej z zakochiwaniem się nam nie kojarzy. A druga sprawa to właśnie hierarchia społeczna więźniów. Tak jak w życiu bez wojen i obozów wiele sytuacji jest wypadkową naszych umiejętności, farta, szczęścia hm... bycia w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu. Jedni pracowali na mrozie, inni w budynkach, 99 procentom kobiet obcięto włosy a jednej nie ...Wiele osób zarzuca książce ze za mało skupia się na cierpieniu, śmierci, że razi opis pocałunków itd. w takim miejscu. A być może więźniowie, którzy byli tam więcej niż kilka miesięcy po prostu próbowali żyć i tak jak w poza obozowym życiu próbowali starali się wykorzystać wszelkie możliwości
OdpowiedzUsuńświetnie to Olu ujęłaś! W każdym razie warto samemu sobie wyrobić opinię na temat książki! Pozdrawiam!
Usuń