Jakub Żulczyk "Wzgórze Psów".

Moje pierwsze spotkanie z prozą Jakuba Żulczyka okazało się bardzo nieudane, wszystko za sprawą książki 'Radio Armageddon", która skutecznie zniechęciła mnie do poznawania jej dalej. Mając na uwadze zachwyty i pozytywne opinie moich znajomych, w których gusta literackie rzadko wątpię, zdecydowałam się sięgnąć po osławione "Wzgórze Psów" i przyznam, że wciągnęłam się w tę historię, mimo, że początek jest mało obiecujący. 

Główny bohater Mikołaj to trzydziestoparoletni pisarz, były narkoman, który wraz z żoną Justyną mieszka w Warszawie. Tej dwójce od jakiegoś czasu się nie szczęści, kiepska sytuacja finansowa zmusza ich do wyjazdu ze stolicy i wynajęcia własnego mieszkania lokatorom. By poprawiać swoją trudną sytuację i wymyślić, co robić dalej, mają w tym czasie zamieszkać u ojca Mikołaja, w małej miejscowości o nazwie Zybork na Mazurach. Tuż przed wyjazdem wychodzi również na jaw, że Justyna miała romans ze swoim przełożonym. 

Ojciec Mikołaja to trudny człowiek, były alkoholik, z którym nigdy mu się nie układało. Matka zmarła na raka, kilka lat później ojciec założył nową rodzinę. Od wielu lat Mikołaj skutecznie omijał rodzinne strony, jednak sytuacja, w której się znalazł nie pozostawia mu wyboru, musi wraz z Justyną choć na trochę zatrzymać się w domu ojca i wrócić tym samy do miejsca, o którym tak bardzo chciał zapomnieć. Mikołaj bardzo szybko przekonuje się, że stare demony nie śpią i wracają z jeszcze większą mocą...

Przyznaję, że historia jest wciągająca. Na głównym planie daleka prowincja, gdzie diabeł mówi dobranoc, a zło wypełza z każdego kąta. Polityczne układy i układziki, które służą tylko tym, którzy są ich częścią, zbrodnia sprzed lat, która wydawać by się mogło, mało obeszła lokalną społeczność. Długo skrywane poczucie niesprawiedliwości, które prowokuje do zemsty. To wszystko składa się na ciekawą i intrygującą opowieść, choć przyznam, że całość nie jest wolna od wad. 

Objętość tej powieści to moim zdaniem przesada, tym bardziej, że z czasem pojawia się coraz więcej nudnych i przydługich fragmentów. Retrospekcje do czasów młodości głównego bohatera to kalka tego, co czytałam już w "Radio Armagedon", momentami miałam wrażenie, że czytam tamtą książkę. Ponownie mnóstwo wulgaryzmów i prymitywne dialogi, muszę przyznać, że zupełnie nie czuję tego klimatu. Za to wielką zaletą jest sposób prowadzenia narracji, bo swoją opowieść snuje nie tylko Mikołaj, ale także Justyna. Dzięki niej mamy okazję poznać inną, znacznie szerszą perspektywę, tego co się dzieje w Zyborku i tego, co się zdarzyło w Warszawie. 

Najciekawsza okazała się dla mnie warstwa emocjonalna zawarta w tej zawiłej historii, próba ratowania związku, który ucierpiał po zdradzie oraz wybaczenia dawnych krzywd i pojednania ojca z synem, które mimo tego, że nic na to nie wskazuje, ostatecznie ma miejsce. 

"Wzgórze psów" to opowieść o złu, które wcale nie zostaje zwyciężone, a jedynie pomszczone. Nie mogę się zgodzić z osobami, które piszą, że to thriller, bo to gatunek, który trzyma w napięciu i odpowiednio je buduje, a tu nic takiego się nie dzieje. Zresztą domyśliłam się jego zakończenia na długo przed tym, jak głowni bohaterowie sami zorientowali, co się właściwie wydarzyło i w czym biorą udział. 

Stwierdzam ostatecznie, że nie jestem wielbicielką stylu Jakuba Żulczyka, ale doceniam "Wzgórze psów" i jestem w stanie zrozumieć, że ta książka dla niektórych jest genialna. W mojej opinii jest dobra, ale czytałam lepsze. 

Komentarze

Popularne posty