Kuba Wojewódzki "Nieautoryzowana autobiografia".


Spisywałam w notatniku tytuły wszystkich książek, które udało mi się przeczytać w tym miesiącu i o tej pozycji najzwyczajniej w świecie zapomniałam, co chyba samo w sobie stanowi jej recenzję. Dopiero kiedy zerknęłam na regał przypomniałam sobie, że przeczytałam również autobiografię Kuby Wojewódzkiego. Od razu zaznaczę, że jej nie kupiłam, a pożyczyłam od kolegi, który wspomniał kiedyś, że właśnie zaczął ją czytać, więc stwierdziłam, że jak skończy, to z ciekawości do niej zerknę.  A że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, to się doigrałam...

Mój stosunek do Wojewódzkiego jest aktualnie ambiwalentny, ze wskazaniem na to, że bywa mocno irytujący. Dawno temu chętnie oglądałam jego programy, później zaczął mnie nudzić i złościć, a teraz -nie ukrywam-  od czasu do czasu zdarza mi się obejrzeć odcinek jego programu, jeśli zaproszony gość wydaje mi się interesujący lub po prostu go lubię. Z czytaniem tej książki jest jak z kiepskim filmem, który oglądasz trochę wbrew sobie, bo masz nadzieję, że może jednak nie okaże się być aż tak zły, by ostatecznie stwierdzić, że był jeszcze gorszy niż myślałeś. 

Nie spodziewałam się po książce Kuby jakiejś wielkiej literatury, nie jest to też jakieś straszne grafomaństwo, ale przyznam, że przez pierwsze pięćdziesiąt stron ledwo przebrnęłam, na szczęście potem było już znacznie lepiej. Ten wiecznie silący się na dowcip ton i brak spójności wypowiedzi bywa bardzo męczący. Tak naprawdę większość ciekawszych kwestii, stanowią tu cytaty wspomnianych znajomych czy przyjaciół Wojewódzkiego. Wydaje  mi się, że Kuba lepiej się sprawdza w krótkich formach, pisanie książki zostawiłabym jednak innym. Autobiografia jest napisana dokładnie takim językiem i w takim stylu jak wszystkie programy Kuby Wojewódzkiego. Owszem, niektóre z fragmentów są zabawne, ale niektóre po prostu żenujące. 

Najciekawsze są chyba momenty dotyczące tego, jak wyglądała jego praca w radio i w telewizji. Mimo, że to autobiografia nie dowiedziałam się o samym Kubie tak naprawdę niczego nowego. Wojewódzki umiejętnie wodzi czytelnika za nos, bo niby zdradza szczegóły ze swego życia prywatnego, ale tak naprawdę nie wdaje się w szczegóły i zostawia mnóstwo niedopowiedzeń. Po lekturze tej książki wydaje mi się, że jest takim człowiekiem, jakim się wydaje, kiedy oglądam jego programy, że nie jest to tylko wizerunek wykreowany na potrzeby telewizji. Kuba Wojewódzki to inteligentny błazen, zakochany w sobie, którego głównym celem w życiu jest dobra zabawa. Żeby była jasność, nie krytykuję tego, każdy ma prawo żyć jak chce, jeśli nie krzywdzi w ten sposób innych. 

Kuba jest szczery i za to go cenię, nie owija w bawełnę, a kiedy trzeba śmieje się z samego siebie, bo ma do siebie sporo dystansu. Trzeba przyznać, że autor często nabija się z samego siebie. Podejrzewam, że dla fanów Kuby książka okazała się być ciekawą, dla mnie jest się nijaka. Przeczytałam ją bardzo szybko i równie szybko o niej zapomniałam. I bardzo się cieszę, że za nią nie zapłaciłam, bo wtedy musiałabym napisać o niej trochę mniej pochlebnie...

Komentarze

Popularne posty