"Pięć Stawów. Dom bez adresu" Beata Sabała-Zielińska, Wydawnictwo Prószyński i S-ka


To moja lutowa lektura, kupiona z miłości i tęsknoty za Tatrami. Bardzo przyjemnie mi się ją czytało, reportaż jest napisany w sposób dowcipny i ciekawy. Fajnie było choć na chwilę przenieść się, nawet jeśli tylko myślami, na tatrzańskie szczyty i szlaki. W schronisku w Dolinie Pięciu Stawów byłam wielokrotnie, to jedno z najpiękniej położonych schronisk, widoki jakie stamtąd się roztaczają, zapierają dech w piersiach. 

Po lekturze tej książki będę na to miejsce patrzeć zupełnie inaczej, bo do tej pory nie zdawałam sobie sprawy  z tego, ile trudu wymaga prowadzenie takiego obiektu. Wydawało mi się, że ludzie, którzy tam pracują po prostu wykonują swoje obowiązki, nie zdawałam sobie sprawy, że to nie jest zwyczajna praca, a styl życia, pasja oraz wielopokoleniowa rodzinna tradycja, ale przede wszystkim ciężka orka. Już nigdy nie będę marudzić, że czegoś nie ma w karcie lub czegoś zabrakło (właśnie tego lata narzekałam, że nie mieli piwa bezalkoholowego), bo teraz wiem, ile wysiłku i logistyki wymaga organizacja zaopatrzenia i dlaczego menu wygląda tak, a nie inaczej.

Autorka opowiada o tym, jak funkcjonuje słynna Piątka, o historii tego miejsca, jego tradycjach, początkach powstania i ludziach, którzy stworzyli to miejsce. Słynny ród Krzeptowskich nadał sznyt temu miejscu, turyści je uwielbiają i do dziś wielu z nich nazywają swoim domem. Znajdziecie tu wiele ciekawych anegdot z życia i funkcjonowania schroniska na przestrzeni kilkudziesięciu lat oraz mnóstwo przydatnych informacji nie tylko o Piątce, ale także o samych Tatrach: ich hipnotyzującym i uzależniającym pięknie, ale też niebezpieczeństwie jakie ze sobą niosą.

Całość jest wciągająca i po prostu dobrze się ją czyta. Polecam wszystkim, którzy kochają góry, gwarantuję, że lektura sprawi Wam wiele frajdy.

Komentarze

Popularne posty