"Lawendowy pokój" Niny George.



Książki były moimi przyjaciółmi [...] Wydaje mi się nawet, ze
wszystkich swoich uczuć nauczyłam się z książek. To w nich kochałam 
i śmiałam się. To z nich dowiedziałam się więcej niż w całym realnym życiu [...].
 "Lawendowy pokój" Nina George



Do kupna tej książki zachęciła mnie pięknie zaprojektowana okładka, lawendowe pola mieniące się intensywnym fioletem zadziałały na moją wyobraźnię, zachęcając do lektury. Nie umiem jednoznacznie ocenić tej książki, bo były w niej fragmenty, które mnie zachwyciły, ale nie brakowało też nudnawych, a momentami wręcz kiczowatych akapitów. Nina George chciała stworzyć niebanalną historię miłosną, ale jak dla mnie, nie do końca udało jej się uciec od tandety i nadmiernej ckliwości. 

Z drugiej strony, zachowania poszczególnych bohaterów są prawdziwe, w szczególności zaś główna postać Jeana Perdu, który nie potrafi pogodzić się z odejściem swej ukochanej. Mimo tego, że wydawał mi się momentami zbyt flegmatyczny i roztkliwiający się nad sobą, chciałam go niemal potrząsnąć za ramiona i powiedzieć "żyj człowieku dalej!",  z czasem zrozumiałam, że przecież stratę najukochańszej osoby trzeba przepracować, swoje przepłakać i  przecierpieć, by móc otworzyć się na nowy początek.

Bardzo spodobała mi się nazwa barki, na której Perdu prowadził swoją księgarnię i, w której sprzedawał książki jako medykamenty na rożne życiowe bolączki. "Apteka literacka" to fantastyczna nazwa, idealnie pasowałaby na tytuł bloga, przez chwilę nawet zastanawiałam się nad zmianą, w swoich recenzjach polecałabym książki na różne nastroje, tak jak czynił to główny bohater, bardzo spodobała mi się ta idea.

Perdu chciał, by poczuła się jak w gnieździe. Chciał, by poczuła nieskończoność jaką oferują książki. Ich nigdy nie zabraknie. I nigdy nie przestaną kochać swojego czytelnika lub czytelniczki. Wobec wszystkiego, co nieobliczalne, są jedynym elementem, na którym można polegać. Wobec życia. Wobec miłości. Także po śmierci.[...] Przepraszam, ale chciałabym zwrócić uwagę, że szukam w pana księgarni książki. Nie męża, mon cher monsieur. - Pani wybaczy. To, co pani czyta, jest na dalszą metę bardziej decydujące aniżeli, kogo pani poślubi, ma chere madame. [..] Książki ochronią panią przed głupotą. Przed fałszywą nadzieją, Przed niewłaściwymi mężczyznami. One otoczą panią miłością, siłą i wiedzą. To życie wewnątrz.  Spotkać takiego księgarza, to było by naprawdę coś!

Mimo, że w całej historii nie brakuje drażniącego mnie melodramatyzmu, ta książka ma coś w sobie, na pewno nie pozostawia czytelnika obojętnym, przyznam, że uroniłam kilka łez, ale też zaznaczyłam sobie kilka fragmentów, które wydały mi się interesujące i -  nie zawaham się tego słowa użyć - mądre. Największą jednak zaletą tej książki jest inspirująco i porywająco opisana Prowansja, aż chce się tam pojechać, pić wino i próbować tego smakowitego jedzenia opisanego przez autorkę, podziwiać odmalowane przez nią, zapierające dech w  piersi widoki i odkrywać urocze zakątki, a przede wszystkim, cieszyć się życiem. No i jeszcze, również pod wpływem tejże lektury, zapragnęłam nauczyć się tańczyć tango.

"Lawendowy pokój" to także opowieść o miłosnym trójkącie, o kobiecie, która kochała dwóch mężczyzn jednocześnie, scena kiedy obaj się spotykają jest naprawdę niezwykła i poruszająca. Kiedy jeden z nich mówi, że nigdy nie chciał być złodziejem cudzej miłości i przeprasza, że nie umiał zrezygnować, drugi mu odpowiada: Nie mogę ci tego brać za złe. Oczywiście, kiedy była w Paryżu, czułem się odstawiony w kąt, ale kiedy była za mną, odżywałem. Stawałem się wtedy jej kochankiem i twoim rywalem, a ty byłeś wtedy tym zdradzanym. Jednak to wszystko są elementy życia.. i choć niejednemu trudno to przyjąć, nie ma w tym nic nagannego [...]. Żałuję, że Manon tak się męczyła. Mojej miłości wystarczyłoby i dla niej, i dla ciebie, przysięgam, tak jak jej dla ciebie i dla mnie. Niczego mnie nie pozbawiła. Nigdy! Dlaczego nie mogła sobie wybaczyć? Może nie byłoby łatwo, ty, ja, ona i nie wiadomo kto jeszcze. Ale życie i tak nie jest proste, i można je przeżyć na tysiąc sposobów. Nie powinna była sie bać, coś byśmy wymyślili. Każdą górę da się zdobyć. Każdą. 

Może Was zaskoczę, ale mimo tego całego sentymentalizmu i momentami nużącej fabuły, polecam Wam te książkę. W szczególnośći na jesienną chandrę, głównie ze względu na opisaną w niej słoneczną Prowansję, która przypomni Wam nie tak odległe wakacje i sprawi, że będziecie snuć plany na następne. Zaś sama historia dostarczy kilku wzruszeń i być może nowych książkowych inspiracji, bo autorka poleca na końcu kilka wyjątkowych pozycji. Polecam również ze względu na ciekawe cytaty o samych książkach i odkrywaniu świata poprzez ich czytanie. A kiedy już uporacie się z lekturą, być może Wasza kuchnia wypełni się prawdziwie prowansalskimi aromatami, za sprawą przepisów, zamieszczonych przez pisarkę, na ostatnich stronach swej powieści. 

A więc moi drodzy Bon apetit pod każdym względem!


Komentarze

Popularne posty