"Język niemowląt" Tracy Hogg, Melindy Blau.


Jeśli jesteś świeżo upieczonym rodzicem i myślisz, że po przeczytaniu tej książki otrzymasz gotowy przepis na to, jak zrozumieć swojego noworodka lub niemowlę, to muszę cię z pewnym smutkiem od razu na wstępie poinformować, że możesz się bardzo rozczarować. Miałam takie same nadzieje i oczekiwania jak Ty, ale okazały się one w dużej mierze na wyrost. To byłoby zbyt piękne, by mogło być prawdziwe, ale spokojnie, nie ma co się załamywać, sytuacja nie jest też, aż tak beznadziejna, jakby się mogło wydawać. Co prawda, mój największy zarzut względem tej książki jest taki, że autorka zbyt wiele miejsca poświęca na opisanie rzeczy, których nie należy robić, a zdecydowanie mniej na praktyczne wskazówki, jak osiągnąć pożądany stan rzeczy, proporcje są tu zdecydowanie zachwiane, ale i tak warto sięgnąć po ten poradnik, bo znajdziemy w nim sporo pożytecznych  rad i informacji.

"Język niemowląt" mimo wskazanych przeze mnie mankamentów, jest ciekawą propozycją i myślę, że wartą, jakże cennego czasu, każdego początkującego rodzica. Tracy Hogg jest opiekunką z wieloletnim doświadczeniem i mimo, że nie zawsze znajdziemy u niej proste recepty na nasze bolączki, to przede wszystkim uczy ona najważniejszej rzeczy - szacunku do naszego dziecka, Uświadamia nam, że ta maleńka istota od samego początku myśli i czuje, i że należy się do niej zwracać tak, jak do dorosłej, w pełni świadomej osoby, nie lekceważyć i nie traktować z góry. To bardzo cenna lekcja, którą wprowadziłam od razu w życie. Wystarczy odrobina empatii i chwila zastanowienia, czy gdybyśmy byli na miejscu naszego niemowlaka czulibyśmy się dobrze, np. w sytuacji, gdyby ktoś wpychał nam smoczek do buzi, kiedy nie mamy na to ochoty lub czy z łatwością, jakiej oczekujemy od naszego dziecka, udałoby nam  się zasnąć w hałasie i rozgardiaszu.

Kiedy czytałam ten poradnik z przerażeniem odkryłam, że popełniam niemal większość błędów, o których mówi Tracy i, że w przyszłości będą one pokutować, Moja frustracja rosła tym bardziej, że z każdą kolejną stroną, czułam się jakby autorka wytykała mi te potknięcia, ale nie wskazywała, jak sobie z nimi skutecznie poradzić. W głowie miałam myśli typu: "Jasne, łatwo krytykować, trudniej zmienić zastaną rzeczywistość. Zamiast się mądrzyć, powiedz lepiej, co mam robić". Na szczęście jednak pod koniec książki, Tracy dzieli się gotowymi rozwiązaniami i podpowiada, jak radzić sobie w trudnych i jakże typowych sytuacjach w opiece nad naszymi maluchami. Nadal jednak uważam, że jest ich zdecydowanie za mało w stosunku do ilości opisanych przez nią błędów wychowawczych. 

Poza tym, według mnie, nie wszystkie z jej rad da się po prostu wprowadzić w życie. Jednakże, mimo tego, że kilkukrotnie w czasie lektury pomyślałam sobie o Tracy, że niezła z niej mądrala, po jakimś czasie zaczęłam zmieniać swój tok myślenia. Część z proponowanych przez nią rozwiązań próbuję wcielić w życie, bo wiem, że zaprocentują one w przyszłości. Oczywiście, wiele zależy od mojego dziecka, jego dobrej woli, ale o dziwo, okazuje się ono dość często, skore do współpracy. Co prawda, nie prowadzę dziennika z porami karmienia itd., ale ograniczam noszenie na rękach i uczę zasypiania swojego synka w łóżeczku, w nocy udaje się to znakomicie, w dzień bywa różnie, 

Podsumowując, polecam tę książkę wszystkim żółtodziobom w zakresie rodzicielstwa, myślę, że każdy tu znajdzie coś dla siebie i uda mu się choć odrobinę lepiej zrozumieć i poznać własne niemowlę. A przecież wszyscy niewyspani i przemęczeni rodzicie dobrze wiedzą, że nawet najmniejsza zmiana na lepsze na tym etapie, jest na miarę wielkiego sukcesu.

P.S. Własnie moje dziecko zaczęło płakać, zgodnie z radą Tracy Hogg, nie zrywam się do niego jak poparzona, tylko daję mu szansę na samodzielne wyciszenie i uspokojenie... Tym razem nie zadziałało, trzeba było podkarmić malucha, ale wierzcie mi, już kilkukrotnie ta technika poskutkowała.

Moja ocena: 4


Komentarze

  1. Przeczytałam tę książkę w czasie ciąży i byłam pewna, że ja opisanych błędów już nie popełnię. Po narodzinach córki przeczytałam ponownie stwierdzając, że jest to książka dokładnie o mnie. Myślałam, że trzeba być czarownicą żeby dostosować się do rad z książki, rozpoznawać różne rodzaje płaczu dziecka, nauczyć samodzielnego zasypiania... A jednak po wprowadzeniu stałego planu dnia udaje się, co było dla mnie nie małym zaskoczeniem. Główna porada tej książki to chyba wprowadzenie stałego planu dnia. Po więcej szczegółów sięgnęłam do innej książki tej samej autorki. Przecież kto by kupił te drugą jeśli wszystko było by w pierwszej....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporo jednak zależy chyba od samego dziecka, aczkolwiek jak napisałam w recenzji, nie zdobyłam się na spisanie naszego rozkładu dnia i pewnie tu tkwi mój błąd. Może jednak się zdecyduję na ten krok, bo do z lekka wyłaniającej się regularności, znów wkradł się chaos... będzie to też impuls do tego, by sięgnąć po drugą książkę Tracy Hogg. Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Bardzo ciekawie to zostało opisane.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty