"Bobas lubi wybór" Gill Rapley i Tracey Murkett
"Bobas lubi wybór" to książka, którą kupiłam trochę z przypadku, na jakimś blogu znalazłam bardzo pozytywną opinię na jej temat, a propos rozszerzania diety u niemowlaka. Kiedy sama zaczęłam ją czytać byłam zachwycona główną ideą oraz tym, co proponują autorki. Moje osobiste dziecko miało przed sobą jeszcze, co najmniej dwa mleczne miesiące, więc metodę znałam tylko z teorii i nie miałam pojęcia o trudnościach, które przede mną.
Natomiast moja przyjaciółka była właśnie na etapie wprowadzania nowości do jadłospisu swej córeczki metodą tradycyjną, a więc podawała różne papki i zupki łyżeczką. Na początku mała jadła bardzo ładnie, ale potem przyszedł kryzys i odmawiała jedzenia. W rozmowie telefonicznej, ucieszona, że akurat jestem w trakcie lektury tejże książki, opowiedziałam jej o BLW jako cudownym panaceum na jej bolączki. Ku memu zdziwieniu wyczułam, że zamiast jej pomóc, jeszcze bardziej ją zirytowłam i pogłębiłam jej frustrację. Dopiero jakiś czas później sama przekonałam się, że teoria często nie idzie w parze z praktyką, szczególnie jeśli dotyczy żywienia i wychowywania dzieci.
Metoda BLW, czyli Bobas Lubi Wybór, polega na tym, że dziecko dostaje do rączki różne owoce i warzywa, z czasem także inne produkty i uczy się jeść samo. Przez kilka pierwszych miesięcy raczej testuje nowe smaki niż je, podstawą jego żywienia jest nadal mleko. Zgodnie z tym, co piszą autorki, nie należy karmić dziecka łyżeczką, zaleca się natomiast podawać te same produkty, które spożywa cała rodzina.
Bardzo pięknie to wszystko wygląda na papierze, ale ja osobiście nie zaufałam tej metodzie. Powodów jest kilka a jednym z nich fakt, że w pewnym momencie swojego życia dziecko powinno zjadać określoną ilość posiłków niemlecznych, a stosując BLW ciężko byłoby to osiągnąć. Ta metoda zakłada, że do roku czasu podstawą żywienia dziecka jest mleko, jeśli przyjąć to założenie, rzeczywiście można pozwolić bobasowi na beztroskie ciumkanie poszczególnych warzyw i owoców. Ale jeśli spojrzeć w przykładowy jadłospis na dany miesiąc dla niemowlaka, zaczynam się zastanawiać czy takie podejście do żywienia jest właściwe...
Poza tym mój synek nie ma jeszcze żadnych
ząbków, nie siedzi stabilnie, co zdecydowanie utrudniałoby
stosowanie tej metody. Na razie jesteśmy na etapie różnych papek, pomalutku
wprowadzamy BLW na zasadzie przekąski a nie posiłku głównego, po to by dać synkowi możliwość poznawania
nowych smaków, faktur i zapachów, nasz standardowy posiłek to zupka, kaszka lub
przetarte owoce. A ja i tak ciągle się martwię tym, że je bardzo
nieregularnie, szczególnie obiady, które są ważne ze względu na
zawarte w nich składniki takie jak żelazo itd., notorycznie zastanawiam czy
nie jest najzwyczajniej w świecie głodny. BLW ma także sprawić, że dziecko w niedługim czasie będzie jadało takie
same posiłki jak rodzice. Kiedy czytam jednak o tym, że maluch wcina
pikantne potrawy i jedzenie przyprawione tak samo jak dla dorosłych, a
za chwilę w tej samej książce jest napisane, by unikać soli i ostrych
przypraw, to zastanawiam się czy tylko ja dostrzegam tu sprzeczność
Myślę sobie, że BLW to bardzo fajna sprawa dla nieco starszych dzieci, pomaga ćwiczyć koordynację ruchową ręka - oko i umożliwia odkrywanie nowych smaków i zapachów. Mam tez drugą część książki poświęconą tej metodzie, zawiera ona zbiór konkretnych przepisów, napiszę o niej w przyszłości, ale zdecydowanie bardziej ją polecam już teraz. We wprowadzeniu znajduje się zwięzłe i rzeczowe streszczenie o co chodzi w BLW, a książka o której dziś piszę ogranicza się głównie do teorii, nie ma w niej żadnych przepisów, po co więc wydawać niepotrzebnie pieniądze, skoro można kupić tylko tę drugą pozycję i mieć wszystko.
Jedno jest pewne. Etap rozszerzania diety jest według mnie bardziej stresujący dla rodziców niż dziecka, dlatego warto próbować różnych sposobów na to, by nasze dzieci jadły zdrowo i z chęcią - jednym z nich jest właśnie BLW.
Moja ocena: 4+
Komentarze
Prześlij komentarz