"Kroniki portowe" Annie Proulx.


Dzisiaj o powieści, która zachwyciła miliony czytelników na całym świecie i została uhonorowana Nagrodą Pulitzera oraz National Book Award. "Kroniki portowe" Annie Proulx to książka, która podarowała mi chwilę wytchnienia w zabieganym i rewolucyjnym dla mojej rodziny wrześniu. Przeniosła w nieznane lądy, napełniła spokojem i opowiedziała piękną historię o tym, jak człowiek potrafi przezwyciężyć trudności losu i narodzić się nowo. I choć przyznam, że nie od razu dałam się porwać tej historii, z lekkim zniecierpliwieniem przewracałam kolejne strony i czekałam na to "coś", jakiś magiczny moment, który sprawi, że wgryzę się w tę opowieść całą sobą i stwierdzę, że jest to jedna z najlepszych książek, jakie w swoim życiu czytałam, gdy nagle dotarło do mnie, że nic takiego się nie zdarzy. Że ta opowieść jest dość jednostajna i miarowa, jak krajobraz, który jej towarzyszy i właśnie na tym polega jej magia i piękno. Nim zdążymy się obejrzeć, skutecznie nas zaczaruje i zawładnie naszymi myślami na długi czas.

Książka opowiada historię pewnego mężczyzny o imieniu Quoyle, zakompleksionego i pozbawionego wiary w siebie. Na jego drodze staje piękna i demoniczna famme fatale, która sprawia, że przez chwilę wierzy w prawdziwą miłość. Związek okazuje się jednak toksyczny i wyniszczający, uczucie jednostronne, a jego ofiarą pada nie tylko Quoyle, ale także ich dwie córeczki. Lata zdrad i upokorzeń, niepodziewanie przerywa tragiczny wypadek samochodowy, w którym ginie żona mężczyzny. W tym samy czasie pojawia się nieznana Quoylowi dotąd ciotka i namawia go na przeprowadzkę do Nowej Fundlandii, z której oboje pochodzą. Podróż w nieznane okaże się nie tylko wyzwaniem i  szansą na nowy początek, ale niespodziewanie przyniesie ukojenie i stanie się swego rodzaju catharsis.

Jedną z bohaterek tej powieści jest właśnie Nowa Fundlandia, kraina nieustannych sztormów i burz, dzika, surowa, dyktująca twarde i trudne warunki życia. Przyznam się szczerze, że nie miałam pojęcia, ani gdzie leży Nowa Fundlandia, ani jak wygląda ta odległa kraina. Pisarka opisała ją w sposób niezwykle poetycki i malowniczy, z całą jej surowością, kapryśną i niebezpieczną pogodą, pięknem i brzydotą. Z mieszkańcami, którzy radzą sobie z tym żywiołem najlepiej jak potrafią, próbują okiełznać, to co nieokiełznane.

Sposób prowadzenia narracji może wydawać się nieco surowy i oszczędny, a mimo to pisarka w niezwykle piękny sposób opisała  narodziny miłości dwójki mocno poranionych ludzi. Pokazała przemianę człowieka, który niespodziewanie w trudach życia codziennego, odnajduje siłę, która pozwala mu po raz pierwszy uwierzyć w siebie. To także opowieść o dawnych winach, których nie da się zmyć ani zapomnieć, rozczulającej miłości rodzicielskiej, przyjaźni, która rodzi się mimowolnie w małych społecznościach oraz potędze natury, która potrafi zabrać tych, których najbardziej kochamy.

Bardzo gorąco polecam Wam tę książkę, według mnie to idealna lektura na jesienne wieczory. Przede mną jeszcze film, o tym samym tytule, który powstał na podstawie powieści, już nie mogę się na niego doczekać. A na mojej półce już kolejne dzieło autorki pt. "Drwale", jestem go bardzo ciekawa i pełna dobrych przeczuć... 

Przesyłam jesienne pozdrowienia!

Komentarze

Popularne posty