"Królowa cukru" Natalie Baszile.


Miałam chyba zbyt duże oczekiwania co, do tej książki, ale te wszystkie komentarze znajdujące się na jej obwolucie, mocno sugerowały, że to będzie wyjątkowa lektura. Skoro pisarka została namaszczona przez samą Oprah Winfrey zdawać by się mogło, że będzie to literacka petarda.  Spodziewałam się wielkiej powieści w amerykańskim stylu, tymczasem otrzymałam dobrą, ciekawie napisaną, ale nie porywającą książkę - jedną z wielu, jakie miałam okazję czytać.

Rozumiem, że dla amerykańskich czytelników ta książka ma nieco inny wydźwięk, bo prowokuje dyskusje o zjawisku rasizmu w Stanach Zjednoczonych, które zadziwiająco świetnie ma się nadal w tym kraju. Wszyscy dobrze wiemy, że Amerykanie mają w tej kwestii sporo za uszami, więc nic dziwnego, że książka dotykająca tej kwestii, budzi żywe zainteresowanie.

Tytułowa "Królowa cukru" jest Afroamerykanką, straciła męża i samotnie wychowuje nastoletnią córkę. Po śmierci ojca dziedziczy plantację trzciny cukrowej, o której istnieniu nie miała pojęcia.  Bez żalu porzuca Los Angeles i wyjeżdża na Południe, by zacząć wszystko od nowa i zmierzyć się z nowym wyzwaniem. Mimo wielu trudności, uprzedzeń i niepowodzeń, Charley próbuje przywrócić plantacji jej dawną świetność. Niespodziewanie w ciężkiej pracy odnajduje dużą przyjemność, poznaje lepiej samą siebie oraz swoje korzenie. Ku swojemu największemu zaskoczeniu, odnajduje również miłość.

Powieść jest ciekawa, nieźle napisana i czyta się ją naprawdę dobrze, ale brakuje jej tego czegoś. Natomiast jej dużą zaletą jest pozytywne przesłanie, które ze sobą niesie. Podnosi czytelnika na duchu i każe mu wierzyć, że nie należy się poddawać, bo zawsze można po prostu zacząć od nowa. 

Polecam, aczkolwiek, nie mdlejąc z zachwytu.

Komentarze

Popularne posty