'Między falami" Sarah Moss.


To przykre, że to, czego uczymy się w sytuacjach kryzysowych, można przeczytać na magnesach na lodówkę i pocztówkach: chwytaj dzień, ciesz się chwilą, powiedz komuś, że go kochasz. Obyśmy żyli tak długo, żeby znów zacząć gardzić tymi banałami. Obyśmy wydobrzeli na tyle, żeby przestać zauważać niebo, wodę i światło, bo odczuwając ślepą wdzięczność za oddech i krążenie krwi, nie wykazujemy się inteligencją.*

Wyobraź sobie, że nagle dostajesz telefon z nieznanego numeru, że Twoja nastoletnia córka upadła i przestała oddychać, szczęśliwie akcja reanimacyjna, powiodła się. Pędzisz do szpitala, nie wierząc, że to się dzieje naprawdę, że Twoje dziecko może być ciężko chore. Z dnia na dzień Twoim domem staje się szpital, w którym próbujesz przetrwać przy łóżku swojego dziecka, nie pokazując mu jak cholernie mocno się martwisz. Czekasz na diagnozę, a ona nie przynosi żadnej ulgi, bo tak naprawdę nikt nie umie wyjaśnić, dlaczego do tego doszło i jak uniknąć kolejnego razu. To historia Adama, ojca dwóch córek, męża zapracowanej lekarki, która mimo swego zawodu, ma jeszcze większy problem z odnalezieniem się w sytuacji. Adam opisuje swój strach, bezpowrotnie utracone poczucie bezpieczeństwa, reakcje najbliższego otoczenia, które momentalnie postrzega go jako rodzica chorego dziecka. Jego wiszące na włosku małżeństwo, które teraz, jak sam to określa, będzie musiało trwać, bo tego wymaga od nich sytuacja. Wkrótce okazuje się, że choroba córki ma podłoże genetyczne i Adam z wielkim strachem zerka także na młodszą córkę.

"Między falami" to świetnie napisana powieść psychologiczno-obyczajowa, która porusza trudne tematy, ale w wyważony, pozbawiony banału i nadmiernego melodramatyzmu sposób. Bardzo dobrze się ją czyta, ma kilka ciekawych pobocznych wątków, które czytelnika wciągają i stanowią wartościowy przerywnik. To nie jest zresztą powieść tylko o chorowaniu, ale o emocjach towarzyszących różnym wydarzeniom w naszym życiu. To także genialne studium psychologiczne relacji małżeńskich, miłości rodzicielskiej, postrzegania przez współczesne społeczeństwo płci i przyporządkowanych do nich ról społecznych i zawodowych. 

Wydaje mi się jednak, że to nie jest książka dla każdego, że trzeba pewnej wrażliwości i wspólnoty przeżyć, by móc ją w pełni poczuć i docenić. Kiedy zaczęłam ją czytać, pomyślałam sobie, że niepotrzebnie po nią sięgnęłam. Ta historia jest mi z wielu powodów bardzo bliska i mam do niej stosunek dość osobisty, dlatego trochę byłam zła na siebie, że sama funduję sobie powrót do zdarzeń, które chciałabym wymazać z pamięci. Że ta książka prowokuje mnie do myślenia kategoriami, które na co dzień, staram się odsuwać bardzo daleko, ale jednak przeczytałam ją i nie żałuję. Nie można przecież udawać, nawet przed samym sobą, że problem nie istnieje, choć tak bardzo chcielibyśmy czasami umieć zaklinać rzeczywistość.

Fabuła tej powieści jest raczej mało świąteczna, więc polecam ją raczej na inny czas. Mimo wszystko warto ją przeczytać, bo w sposób mądry i dojrzały porusza trudne tematy. Często wydaje nam się, że takie historie nas nie dotyczą, ale życie bywa pełne niespodzianek, niestety także tych złych, dlatego dla niektórych ta lektura może być swego rodzaju wsparciem, a dla innych okazją, by docenić to, co się ma.

*cytat pochodzi z książki

Komentarze

Popularne posty