"Przed końcem zimy" Bernard MacLaverty.


Miałam wielkie oczekiwania względem tej książki, wiele osób bardzo ją chwaliło, pisało w samych superlatywach, używając sformułowań: najpiękniejsza powieść, jaką ostatnio czytałem, zachwycająca, poruszająca itd.. Tymczasem ja się zawiodłam, mnie nie porwała i nie oczarowała. Nie twierdzę, że książka jest zła, ale czytałam wiele lepszych, takich, które wwiercały się w moją głowę i duszę, nie dawały spokoju, nie pozwalały spać oraz o sobie zapomnieć. Dla mnie ta powieść jest tylko poprawna oraz wystarczająco dobra, by z pełnym przekonaniem przeczytać ją do  końca, nie mając  przy tym poczucia zmarnowanego czasu. Wiem również, że  jej treść szybko pójdzie w moją niepamięć.

Jest to historia pewnego dojrzałego małżeństwa, które wybiera się w zimową podróż do Amsterdamu. Kilkudniowy pobyt w tym pełnym sprzeczności mieście, które jednocześnie zachwyca i mierzi, staje się dla czytelnika świetną okazją, by przyjrzeć się bliżej parze, która przeżywa małżeński kryzys. Co ciekawe, jedno z nich nawet nie zdaje sobie z tego stanu sprawy. Nie dzieje się nic szczególnego, a jednak, w pewnym momencie uświadamiamy sobie, że związek tych dwójki ludzi wisi na włosku. Czy uda im się ocalić małżeństwo, naprawić wyrządzone krzywdy, jeszcze raz złożyć obietnice, w które warto uwierzyć... Książka pokazuje wzajemne relacje kobiety i mężczyzny, którzy wciąż się kochają, ale ich wspólne życie jest dla obojga rozczarowujące. Cała opowieść jest pozbawiona emocjonalnych wiraży czy wzajemnych oskarżeń, to raczej spokojna rozmowa dojrzałych kochanków, którzy muszą podjąć jakąś decyzję. 

Autor pokazał pewne mechanizmy i schematy, które funkcjonują w niemal każdym małżeństwie z dłuższym stażem. Wszystko dzieje się, mam wrażenie, na jednym poziomie emocjonalnym, całość spokojna, niespieszna, jednostajna. Autor właśnie w taki sposób prowadzi narrację, opowiada tę historię ze stoickim spokojem. Może to kwestia wieku głównych bohaterów, którzy do najmłodszych już nie należą, może pewien rodzaj dramatyzmu i histerii w pewnym wieku po prostu znika lub nie przystoi, trudno powiedzieć...

Mnie ta historia nie porwała. Ani na poziomie fabuły, sprawności literackiej czy językowej nie dostrzegłam w niej niczego wyjątkowego. To nie mój poziom wrażliwości, nic mnie tu nie zachwyciło, jedynie ciekawiło na tyle, by nie przerywać lektury. Całość oceniam poprawnie i tylko tyle. Nie ukrywam, że jestem zawiedziona, bo liczyłam na dużo więcej... 

Komentarze

Popularne posty