"27 śmierci Toby'ego Obeda" Joanna Gierko-Onoszko, Dowody na Istnienie Wydawnictwo.


Kanada z tej książki już nie wygląda tak wspaniale, jak tak widziana zza szkła telewizorów, tabletów czy smartfonów. Piękno dzikiej przyrody w żadne sposób nie przystaje do tego, co w swoich sercach i pamięci skrywają Kanadyjczycy. Tolerancja i otwartość na wszystkie kultury okazuje się powierzchowną koncepcją, która w rzeczywistości umacnia wzajemne uprzedzenia i pozycję ludzi uprzywilejowanych. Współczesna Kanada ma wiele na sumieniu, ale od wielu lat stara się rozliczyć z przeszłością i kreować nową, lepszą rzeczywistość. Nie wszystko się udaje, co świetnie pokazuje autorka reportażu, ale najważniejsze, że takowe próby są podejmowane i nikt nie próbuje wymazać bez śladu zdarzeń, których istnieniu zaprzeczyć chciałby każdy naród. Ludobójstwo, przemoc na tle rasowym, prześladowanie rdzennych mieszkańców tego kraju to tylko niektóre grzechy, o których wspomina w swoim reportażu Joanna Gierak-Onoszko. 

Tytułowy Toby Obed to rdzenny mieszkaniec Kanady, który jak wiele innych dzieci, został odebrany swoim rodzicom i posłany do szkoły z internatem, prowadzonej przez księży i siostry zakonne. Jego historia nie jest szczególna, takich jak on było wielu. Bitych, poniżanych, maltretowanych, głodzonych i wykorzystywanych seksualnie w instytucjach, które wspierało państwo i kościół. Naprawdę trudno się czyta fragmenty, w których byli uczniowie opisują, co spotkało ich w szkołach z internatem, ja musiałam kilkukrotnie przerywać lekturę. Miejsce, które miało być szansą na lepsze życie dla młodych ludzi, okazało się piekłem, o którym nam się nie śniło. Dzieci były torturowane, traktowane jak przedmioty, pozbawiane swych kulturowych korzeni, odcinane od rodzin, stawały się numerami, o których pisano w księgach następująco: numer 2 zaginął, 33 zmarł z powodu choroby, 158 jest nieposłuszny i krnąbrny. 

Najbardziej zadziwia w tym wszystkim to, co zawsze, czyli obojętność. Ludzie wiedzieli, co się dzieje, ale nie reagowali. Porusza fakt, że sprawcy niemal nie zostali ukarani, że kościelne władze nie chcą przeprosić za przemoc, która była usankcjonowana przez instytucje i ludzi, którzy im podlegali. Przeraża prawda, którą wypowiadają ofiary: trauma przechodzi na innych, byłeś krzywdzony, też będziesz krzywdził. Współczesna Kanada stara się otrząsnąć z tej traumy, przerwać jej zaklęty krąg, są przeprosiny, próby pojednania, ogromne odszkodowania wypłacane ofiarom. Rozmowy, wiece, sesje terapeutyczne. Wyrządzonej krzywdy nie da się naprawić, ale można sprawić, by się nie powtórzyła. I za to należy podziwiać Kanadę, za to, że chce rozliczyć się z przeszłością, choć nie bez przeszkód, bo również i na tej trudnej drodze zdarzały się potknięcia.

Książka jest mocna. Byłam świadoma tego, że u podwalin każdego państwa tkwi przemoc i gwałt na rdzennych mieszkańcach, ale nie miałam pojęcia, że w Kanadzie wyglądało to w ten sposób i że wszystko działo się jeszcze w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku. Ten reportaż porusza wiele innych ważnych tematów, pokazuje problemy współczesnej Kanady i rzuca na nią zupełnie inne, nieznane większości, światło. Nie jest to na szczęście tylko zapis drastycznych wspomnień ofiar, ale próba opisania zjawiska w szerszym kontekście. Autorka z umiarem dozuje fragmenty dotyczące przemocy, by pokazać, jak wygląda współczesne kanadyjskie społeczeństwo, z jakimi problemami musi się zmierzyć i które sprawy wymagają jeszcze głębokiej analizy i naprawy.

Naprawdę warto przeczytać, polecam!

Komentarze

Popularne posty