"Leksykon światła i mroku" Simon Stranger, Wydawnictwo Literackie.

 


Książek na temat Holokaustu jest na rynku bez liku, ale zapewniam Was, że ta jest inna niż wszystkie... Jak sam tytuł wskazuje, została ona napisana w formie leksykonu, co daje czytelnikowi oryginalną i bardzo szeroką perspektywę. Ten zabieg pozwala snuć autorowi różnego rodzaju refleksje na temat opisywanych zdarzeń, ale także spojrzeć na popełnione zbrodnie z punktu widzenia ich sprawców. W tej książce głównym bohaterem jest właściwie kat, a jego ofiary są tylko tłem, które ukazuje proces narodzin bestii.

Lekturę rozpoczynamy oczywiście od litery A. A jak aresztowanie to fragment, w którym autor opisuje aresztowanie żydowskiego sprzedawcy Hirscha Komissara, z którym spokrewniona jest rodzina jego żony. Jest to więc historia rodzinna, oparta na faktach, choć fabularyzowana. Hirsch został aresztowany przez niemieckich żołnierzy stacjonujących w Norwegii w trakcie trwania drugiej wojny światowej i został osadzony w obozie karnym Falstad, a następnie rozstrzelany. Jego rodzina zdołała uciec do Szwecji i przeżyć okres wojny. Idźmy dalej... B jak banda, której założycielem jest Henry Rinnan, norweski agent gestapo, która słynęła z okrucieństwa i wyjątkowej skuteczności w dekonspirowaniu i torturowaniu członków norweskiego ruchu oporu oraz ludności pochodzenia żydowskiego. 

Forma leksykonu, którą przyjął autor pozwala na luźne snucie opowieści, na którą składają się najróżniejsze wątki, ale jest też pewnego rodzaju utrudnieniem ze względu na nie-linearność opowiadanej historii i mnogość dywagacji. Mnie ona jednak bardzo przypadła do gustu, dała szeroki ogląd i spojrzenie na przedstawione wydarzenia. 

Całość jest poruszająca i jak się łatwo domyśleć, więcej w niej mroku niż światła, ale w piękny, niekiedy bardzo emocjonalny sposób, oddaje hołd ofiarom Holokaustu, ukazując jego skalę i okrucieństwo. Jest też dogłębnym portretem zbrodniarza, który bardzo precyzyjnie pokazuje, w jaki sposób człowiek ulega złu.  

Książkę oczywiście polecam. Na koniec pozwolę sobie przytoczyć fragment z pierwszego rozdziału: 

"W tradycji żydowskiej mówi się, że człowiek umiera dwa razy. Pierwszy raz wtedy, kiedy ustaje bicie jego serca, a synapsy w mózgu gasną niczym miasto podczas awarii prądu. Drugi następuje wówczas, gdy już po raz ostatni wypowiada się nazwisko zmarłego, myśli się o nim lub się o nim czyta pięćdziesiąt, sto albo czterysta lat później. Dopiero wtedy człowiek naprawdę znika, wymazany z życia i na Ziemi. Właśnie ten drugi rodzaj śmierci zainspirował niemieckiego artystę Guntera Demniga, który wpadł na pomysł, że będzie wytapiał mosiężne kostki brukowe, grawerował na nich nazwiska Żydów zabitych przez nazistów podczas drugiej wojny światowej i umieszczał je w chodnikach przed kamienicami, gdzie mieszkały rodziny ofiar. Demnig nazywa te kostki Stolpersteine- kamieniami, o które się potykamy. Dzieło ma być próbą odroczenia drugiej śmierci, bo ozdabiając chodniki nazwiskami zabitych, artysta zadbał o to, aby przechodnie przez kolejne dziesięciolecia pochylali się nad nimi i w ten sposób utrzymywali zmarłych przy życiu; jednocześnie zachowane zostają wspomnienia o najgorszych rozdziałach w historii Europy, wyryte niczym widoczne blizny na obliczu miasta. Do tej pory w różnych miejscach kontynentu rozmieszczono sześćdziesiąt siedem tysięcy takich kamieni."

Komentarze

Popularne posty