"Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" Swietłana Aleksijewicz, Wydawnictwo Czarne.

 

Kolejny świetny reportaż Swietłany Aleksijewicz, poświęcony radzieckim kobietom, które zdecydowały się zbrojnie walczyć na froncie drugiej wojny światowej. Niektóre na pierwszej linii, jako saperki, pilotki, inne były partyzantkami czy sanitariuszkami polowymi. Dzięki ich świadectwu możemy poznać wojnę widzianą z ich perspektywy. To nie jest tak dobrze nam znany obraz kobiety czekającej na powrót z frontu męża, syna czy brata, a punkt widzenia kobiet i młodziutkich  dziewczyn, które ruszyły na pierwszą linię walki, bo wierzyły, że tak trzeba. Ponad 250 tysięcy sowieckich kobiet brało udział w działaniach zbrojnych, w bezpośredniej walce około 2500. Biorąc pod uwagę, ówczesne czasy i silnie zakorzeniony patriarchat, to naprawdę imponujące liczby. Obywatelki radzieckie, wychowane w komsomołach, uważały za swój obowiązek udział w obronie ojczyzny i choć ich bezpośredni udział napotykał początkowo na opór dowództwa i innych żołnierzy, to jednak stał się faktem. 

Autorka dotarła do wielu żołnierek, materiał rozrastał się w niebywałym tempie. Po każdej rozmowie odzywały się kolejne kobiety, pragnące, by ktoś ich wysłuchał, choć były i takie, które wolały milczeć. Sytuacja radzieckich żołnierek była trudna, po zakończeniu wojny wiele z nich spotkało się z potępieniem i ostracyzmem, były nazywane koszarowymi kurwami. Państwo nie zadbało o nie w równym stopniu jak o żołnierzy, oni byli bohaterami, one musiały radzić sobie same, dostały jakieś głodowe emerytury lub wcale, często same niszczyły swe legitymacje, by nikt nie dowiedział się o ich udziale w walce. W trakcie trwania działań wojennych nie było lepiej. Narażone na lubieżne spojrzenia i działania ze strony innych żołnierzy, często świadomie wiązały się na stałe z wybranym oficerem, by ustrzec się przed potencjalnym gwałtem i zyskać stosowną ochronę. Autorka próbowała odczarować obraz wojny widziany oczami radzieckich żołnierek, ale mam wrażenie, że nie do końca jej się to udało, zdecydowanie za mało miejsca poświęciła tym niewygodnym kwestiom, nieliczne rozmówczynie ostrożnie sugerowały wspomniane fakty, wręcz nie chciały o nich mówić wprost. Natomiast jest tu sporo historii o poświęceniu dla ojczyzny, patriotyzmie, okrutnych i złych Niemcach, o czynach, które według rozmówczyń rozgrzeszała wojna i nie ma o czym dyskutować. Na każdej stronie czuć tu radziecką propagandę, ale właśnie taki obraz stworzyły rozmówczynie reporterki. Kobiety opowiadały o różnych sprawach, nie tylko o okrucieństwie wojny, ale też miłości czy dziewczyńskich sprawach, które nawet na froncie miały dla nich ogromne znaczenie. Kwiatach, które wplatały we włosy, by poczuć się pięknie, czy przerabianych mundurach, by wyglądać bardziej kobieco.

To naprawdę dobry reportaż i zdecydowanie warto go przeczytać, choć nie jest wolny od wad. Zabrakło mi głębi, szerszego i dłuższego spojrzenia konkretnej jednostki. Ilość rozmówców była tak duża i przytłaczająca, że niektóre wypowiedzi sprowadzały się do jednego akapitu. Domyślam się, że autorka chciała oddać głos jak największej liczbie kobiet, ale moim zdaniem te rozmowy mocno straciły na intymności i sile przekazu. W książce "Czasy secondhand", o której niedawno pisałam, i która tak mnie zachwyciła, a właściwie mną wstrząsnęła, autorka zdecydowała się na pogłębione i długie wywiady, rozmówców było niewielu, dzięki temu czytelnik odczuwał z nimi pewnego rodzaju bliskość, identyfikował się ich emocjami. 

Ta książka może nie będzie moją ulubioną w dorobku noblistki, ale i tak zdecydowanie warto po nią sięgnąć, do czego Was gorąco zachęcam. 

Komentarze

Popularne posty