"Wilcza rzeka" Wioletta Grzegorzewska, W.A.B.

 


Książka zebrała bardzo dobre recenzje, a mnie na chwilę wytrąciła z pogłębiającego się z miesiąc na miesiąc czytelniczego marazmu. Nie powiedziałabym, że jest to rzecz wybitna, aczkolwiek czyta się ją naprawdę dobrze i skutecznie zajmuje głowę na jakiś czas, pomimo tego, że jest mocno dołująca i niestety autobiograficzna. 

Główna bohaterka to pisarka mieszkająca na stałe w Wielkiej Brytanii, planująca przeprowadzkę do innej miejscowości, jej plany krzyżuje jednak wybuch pandemii. Cudem udaje jej się przeprawić ostatnim promem do Hastings, ale mieszkanie, które miał załatwić dla niej i ich 13-letniej córki mąż, z którym pozostaje w separacji, jest rzekomo w remoncie i nie może się do niego wprowadzić. Tak zaczyna się jej tułaczka, najpierw trafia na stancję z innymi wyrzutkami, potem na jakiś czas pomieszkuje w salonie męża pijaka w jego wynajętym mieszkaniu. 

Kobieta mimochodem opowiada o swym życiu, nieudanym małżeństwie, trudach emogracji, pracy zawodowej, macierzyństwie i nowej zaskakującej swą intensywnością miłości, trafnie przy tym puentując absurdy pandemicznej rzeczywistości. Los nie jest jednak dla niej łaskawy, toksyczna relacja z mężem powoduje, że pisarka razem z córką trafia do schroniska dla kobiet, które uciekają przed przemocą. Stamtąd dalej prowadzi swój intymny dziennik i opisuje rzeczywistość, w której przyszło się jej odnaleźć...

Podoba mi się styl pisania Wioletty Grzegorzewskiej, jej porównania i metafory oddają istotę rzeczy, zmuszając do refleksji. Podziwiam jej odwagę i bezkompromisowość z jaką opisała wydarzenia przedstawione w książce. Tak jak wspominałam wyżej, nie jest to powieść, od której nie mogłam się oderwać, ale czyta się ją naprawdę dobrze i warto po nią sięgnąć. Polecam.

Komentarze

Popularne posty