"Wieczny początek. Warmia i Mazury" Beata Szady, Wydawnictwo Czarne.



Dużo dobrego słyszałam o tej książce, a że mąż mój pochodzi z Mazur, byłam jej tym bardziej ciekawa. W ogóle cała seria Sulina z Wydawnictwa Czarnego jest genialna i składa się na nią wiele fenomenalnych reportaży, jak choćby kultowe już książki Małgorzaty Rejmer. 

"Wieczny początek..." to dobry reportaż, nie wybitny, ale ciekawy. Wcześniej czytałam "Poniemieckie" Karoliny Kuszyk, więc już trochę się o temat otarłam. Tamta książka, mimo tego, że też miała swoje gorsze fragmenty, bardziej mi się podobała. Jej autorka ma niezwykły dar opowiadania  w sposób  arcyciekawy o rzeczach i zdarzeniach trudnych oraz bolesnych. I choć jej książka to reportaż, to czyta się ją momentami jak najlepszą prozę. I chyba tego najbardziej zabrakło mi w książce Beaty Szady, tej lekkości w opowiadaniu swej historii. Tutaj "czuć" niemal cały czas, że mamy do czynienia z reportażem, z datami, faktami, rożnymi liczbami. Rozmowy z bohaterami pozostawiają niedosyt, miałam wrażenie, że autorka mogła więcej "wyciągnąć" od swoich interlokutorów, że zabrakło intymności i dociekliwości.

Dla mnie osobiście, najciekawsza w tej książce jest historia przed- i powojenna Warmii i Mazur. Autentyczne ludzkie historie, które spisała Beata Szady, pozwoliły mi spojrzeć na sprawę przesiedlania, czy w ogóle przynależności Prus do Polski, z innej perspektywy. Fascynujący jest temat tożsamości kulturowej, która z wielkim oporem wpisuje się w jakiekolwiek ramy narodowościowe. Ta książka dała mi nowe spojrzenie na wiele skomplikowanych procesów, które miały miejsce po wojnie na ternie Warmii i Mazur. Książka prowokuje do stawiania niewygodnych pytań:  kto tu tak naprawdę jest u siebie, a kto jest obcy? W tych pytaniach, a raczej odpowiedziach, nie chodzi o próbę zmiany stanu dokonanego, ale o pełniejsze zrozumienie przeszłości.

Niektóre z przytoczonych historii są smutne, budzą niedowierzanie, ale też wstyd na wspomnienie tego, co spotkało dawnych mieszkańców Warmii i Mazur ze strony repatriantów i Polaków. Szczególnie trudna była sytuacja niemieckich kobiet, kiedy na teren wkroczyła Armia Radziecka. Nieustannie zadziwiała mnie siła przywiązania do małej ojczyzny oraz brak potrzeby wyraźnego określania swej narodowości ze strony autochtonów, która jednak została z czasem osłabiona przez komunistyczną rzeczywistość nieprzychylną Mazurom i Warmiakom, stąd tak liczne ich emigracje do Niemiec w późniejszych latach.

Autorka słusznie i z dużą pieczołowitością zwraca uwagę na odrębność dwóch krain i stanowczo, acz uprzejmie tłumaczy, by nie mylić Warmii z Mazurami, co niestety większość Polaków notorycznie czyni.

Całość oceniam dobrze, choć bez zachwytów, brakło mi tego "czegoś". Jednakże temat jest ciekawy i dla tych, którzy się nim interesują, z pewnością będzie satysfakcjonującą lekturą.

Tu znajdziecie link do książki Karoliny Kuszyk pt."Poniemieckie".

Komentarze

Popularne posty